Kocie Sprawy

wtorek, 8 kwietnia 2014

W kwietniowym numerze magazynu "Kocie Sprawy" jest ze mną krótki wywiad! Opowiadam trochę o sobie, o Terakotach i handmade'owych rzeczach. Nasza Mila też ma tam swoje pięć minut!
A poniżej zamieszczam cały tekst :)




Kocie Sprawy: Nie wrzucasz zdjęć kotów, tak jak to się odbywa na większości blogów, ale koty rysujesz. Dlaczego? 

Katarzyna Kalder: Rysowanie jest częścią mojego życia, to zajęcie towarzyszy mi od dziecka. W naszym domu każdy miał swoje artystyczne hobby: tata nie rozstawał się z lustrzanką, a mama wyszywała i rysowała. W takim środowisku zainteresowanie sztuką i rysunkiem przyszło mi bardzo naturalnie. Rodzice zachęcali mnie i moją siostrę bliźniaczkę do różnych zajęć plastycznych, a my z zapałem zapełniałyśmy kartki zeszytów (a niekiedy także ściany mieszkania) ilustracjami. Przyznam się, że nigdy nie szkoliłam się w rysunku, nie chodziłam do szkoły plastycznej i wszystkiego nauczyłam się sama. To jest moim zdaniem najlepsza metoda! Nasze niewielkie mieszkanie było domem dla wielu zwierząt. Przewinęły się przez nie trzy kanarki, dwa żółwie, dwa akwaria pełne rybek i jamnik. Kiedy w naszym domu pojawił się kot, od razu miałam pewność, że jeśli ludzie faktycznie dzielą się na "psiarzy" i "kociarzy", to ja zdecydowanie należę do tej drugiej grupy. Lubię rysować i lubię koty, a najbardziej lubię rysować koty!


Kocie Sprawy: Nazwa twojego bloga kojarzy się z hasłem Teraz Polska i z tego skojarzenia płynie również tytuł naszego wywiadu, albo z terakotą. Skąd taka nazwa? 

Katarzyna Kalder: Nazwa "Terakoty" jest właśnie świadomym nawiązaniem do, jakże dumnie brzmiącego, hasła "Teraz Polska", a jednocześnie zamierzoną grą słowną, zabawą znaczeniem i formą wyrazów, takim "puszczeniem oka" do odbiorców. Uwielbiam dowcip wynikający z dwuznaczności słów, gry skojarzeń i często wykorzystuję je jako podpisy pod moimi rysunkami. Oczywiście, mogłam wybrać nazwę "Teraz koty!", ale byłaby ona zbyt jednoznaczna, oczywista, za bardzo serio i bez żadnego polotu, a przecież w gruncie rzeczy chodziło o to, by podkreślić rangę zjawiska, jakim z pewnością jest, powiększająca się i z roku na rok rosnąca w siłę, Rzeczpospolita Kocia i dołączyć do tej społeczności wielbicieli i dumnych właścicieli kotów za sprawą swoich rysunków oraz produktów stworzonej przeze mnie marki "Terakoty!"


Kocie Sprawy: Na rysunku, który zastępuje zdjęcie jesteś ty i kotka Mila, która zawsze ma "łapki pełne roboty". Co to za kot?

Katarzyna Kalder: Mila - to miłość od pierwszego wejrzenia! Wybrała nas sobie wtedy, gdy przypadkowo - razem z siostrą i mamą - weszłam do niepozornego sklepu zoologicznego, w którym nigdy przedtem nie byłam. Nie pamiętam już, po co tam wstąpiłyśmy, ale na pewno nie po kota! Tymczasem naszym oczom ukazał się kojec z kocią rodziną. Po prostu właścicielka sklepu przygarnęła bezpańską kotkę, która wkrótce obdarowała ją licznym przychówkiem. Zaskoczone i oszołomione niespodziewanym widokiem - trwałyśmy w zachwycie! Jedno z kociąt zagapiło się na nas, podczas gdy inne baraszkowały z matką. I tak wszystkie trzy dałyśmy się uwieść temu spojrzeniu. Trzykolorowa kotka stanowiła kwintesencję kociego uroku, była piękna i tak absolutnie doskonała, że z powodzeniem mogłaby służyć jako wzorzec kota umieszczony (obok wzorca metra) w mieście Sevres pod Paryżem! Kociaki, podobnie jak ja i siostra, urodziły się w czerwcu, co poczytałyśmy za dobry znak. Wiele razy odwiedzałyśmy sklep z aparatem fotograficznym, dokumentując, jak rośnie nasza Mila i niecierpliwie czekałyśmy, kiedy będzie na tyle duża, by wziąć ją do domu. Oczekiwaniu towarzyszyła jednak niepewność i obawa, ponieważ okazało się, że pierwszeństwo w wyborze kociaka ma kto inny. Jednak nasza kotka nie została wybrana i pewnego dnia znalazła się w naszym domu razem z kocim katarem, odwodnieniem, zapaleniem spojówek i innymi przypadłościami, które leczyłyśmy jeszcze wiele dni! Na zdjęciach z tamtego okresu jest tylko kupką kociego nieszczęścia. Po prostu wszystkie kociaki z tego miotu zaraziły się chorobami od matki, co miało swoją kulminację wtedy, kiedy można już było Milę zabrać do domu. Strach pomyśleć, co by się z nią stało, gdyby nie trafiła w nasze ręce. Dzisiaj nikt nie poznałby tamtego zabiedzonego, ciężko chorego kotka w tej pięknej dużej kocicy, która z racji wrodzonego dostojeństwa, wdzięku, ale i dystansu, z jakim przyjmuje hołdy oraz (nie ukrywajmy) nieco zbyt bujnych kształtów, często nazywana jest przez nas Baronową. Cała nasza rodzina została na własną prośbę ubezwłasnowolniona i chętnie, już od prawie 8 lat, poddaje się kociej dyktaturze. Milka stanowi centrum domowego świata, wszystko kręci się wokół niej. Ona sama nie jest tym w żadnym razie zdziwiona, hołdy przyjmuje z dystansem i wyrozumiałością dla potrzeb człowieka i nawet czasami pozwala nam się ze sobą pobawić... W końcu ma mnóstwo swoich własnych spraw: trzeba doglądać osiedla przez każde z czterech okien, pozaglądać do ulubionych szuflad, sto razy przeciągnąć się na drapaku, sprawdzić, wielokrotnie w ciągu dnia, stopień czystości wanny, łapać prosto do pyszczka kropelki z kuchennego kranu, choć te szyderczo kapią w sobie tylko znanym rytmie - słowem - pełne łapy roboty! A tu jeszcze trzeba łaskawie dać się pogłaskać!


Kocie Sprawy: Aktualnie głównym trendem jeśli chodzi o ozdoby, biżuterię, przedmioty codziennego użytku jest handmade - w cenie jest to, co zostało wyprodukowane ręcznie, przez co jest unikalne i wyjątkowe. Ty również tworzysz prace, które są na obrzeżach tego nurtu. Dlaczego wybrałaś taką właśnie formę?

Katarzyna Kalder: Bardzo lubię i cenię handmadowe rzeczy, wiem z doświadczenia, ile wysiłku i serca wkłada się w wykonanie takich prac. Terakotowe rysunki zamieszczam na przedmiotach użytkowych takich jak np. torby bawełniane albo lusterka kieszonkowe. Sama najczęściej wybieram gadżety, ubrania i akcesoria z kocim motywem, po prostu nie mogę przejść obok nich obojętnie! Wiem, że jest wielu ludzi, którzy podobnie jak ja zbierają rzeczy z kotami i z myślą o nich tworzę swoje przedmioty. Dążę do tego, by moje prace sprawiały jak najlepsze wrażenie i cieszyły oko każdym szczegółem. Mam nadzieję, że wszyscy zainteresowani to docenią, a świadomość, że mają coś wyjątkowego, przyniesie im tyle radości, ile mnie przy tworzeniu moich prac.


Kocie Sprawy: Trzeba przyznać, że kotki, które rysujesz są zabawne - w ubrankach, w opaskach na głowach, krawatach czy surdutach. Dokonujesz pewnego rodzaju graficznej antropomorfizacji. Skąd inspiracje?

Katarzyna Kalder: Prawda jest taka, że koty same w sobie są już największą inspiracją. Są dla mnie źródłem radości, dobrego humoru i szczęścia. Prowokują do śmiechu i sprawiają, że dzień staje się bardziej kolorowy. Rysowanie ich dostarcza mi wiele radości i pozytywnych emocji, zupełnie jak głaskanie kota! Moje prace skierowane są do ludzi, którzy, podobnie jak ja, nie traktują swoich pupili zbyt poważnie i dostrzegają głównie ich figlarną i zabawną naturę.


Kocie Sprawy: Wydałaś również kalendarz na bieżący rok ze swoimi pikselowymi kotami. Co dalej? 

Katarzyna Kalder: Cieszę się, że dzięki mojemu kalendarzowi terakoty będą towarzyszyć wielu kocim miłośnikom każdego dnia! Na koniec roku chciałabym wydać kolejny kalendarz, ale do czego czasu mam jeszcze mnóstwo innych terakotowych planów, m.in. mam zamiar wydać serię koszulek z terakotowymi motywami, poszerzyć asortyment o pocztówki i zakładki do książek, a przede wszystkim rysować, rysować, rysować! Bardzo liczę na to, że wszystkie plany uda mi się zrealizować.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz